Tatuś czyta dzieciowi bajkę na dobranoc. I opowiada co widać w książeczce. I tak słyszę "a tu jest piłeczka, samochodzik, okno i ROZPAĆKANY KANAREK"
Padłam, leżę i podnieść się nie mogę.
To mi małż dziecia wyedukuje...
wtorek, 22 stycznia 2013
piątek, 11 stycznia 2013
Cisza na blogu - huragan w życiu
Na blogu zamilkłam a to oznacza tylko jedno: w życiu realnym dzieje się, oj dzieje!
Ostatni miesiąc minął na wariackich papierach - wyjazdy świąteczne do babć, prababci, cioć i zrobione tak lekką ręką z 600km. Cała drżałam jak dzieć zniesie te ciągłe zmiany miejsc i tłumy obcych osób, a tu niespodzianka! Była pogodna i towarzyska jak nigdy. Na całe moje szczęście.
A po powrocie czekał mnie kolejny... powrót - tym razem nieco inny, bo do pracy. Co prawda tylko na pół etatu. Z tym, że ja pracuje z domu. I wyobraźcie sobie pracę z dzieciem mającym motorek w dupce, co nie usiedzi chwili w miejscu, chyba, że śpi. Hardcore jednym słowem, ale daję radę!
No a dzieć coraz bardziej mobilny, zwiedza już nie tylko dywan i jego okolice, ale i całe mieszkanie! Głowa tylko chodzi na wszystkie strony w namierzaniu nowych miejscówek i rzeczy do obadania. A ona przecież nawet jeszcze nie raczkuje, tylko mamy etap pośredni między czworakowaniem a pełzaniem. Ale już ten mój mały pieronek porusza się z prędkością światła, w związku z czym raczkowania i chodzenia boję się jak ognia.
Mamy też już za sobą pierwszy siniak - na czole! Wdała się z tym w mamusię, ja wiecznie jak byłam mała ze śliwami na czole chodziłam.
Dalej też idzie nam ta nieszczęsna dwójka, co to zaczęła się wyrzynać w grudniu i wyjść nie może. Męczy się dzieć niemiłosiernie, a my razem z nią. Niech ten cholerny ząb już wyjdzie...
Czyli jak to zwykle bywa u bliźniaków - jest wesoło, nawet bardzo!
Ostatni miesiąc minął na wariackich papierach - wyjazdy świąteczne do babć, prababci, cioć i zrobione tak lekką ręką z 600km. Cała drżałam jak dzieć zniesie te ciągłe zmiany miejsc i tłumy obcych osób, a tu niespodzianka! Była pogodna i towarzyska jak nigdy. Na całe moje szczęście.
A po powrocie czekał mnie kolejny... powrót - tym razem nieco inny, bo do pracy. Co prawda tylko na pół etatu. Z tym, że ja pracuje z domu. I wyobraźcie sobie pracę z dzieciem mającym motorek w dupce, co nie usiedzi chwili w miejscu, chyba, że śpi. Hardcore jednym słowem, ale daję radę!
No a dzieć coraz bardziej mobilny, zwiedza już nie tylko dywan i jego okolice, ale i całe mieszkanie! Głowa tylko chodzi na wszystkie strony w namierzaniu nowych miejscówek i rzeczy do obadania. A ona przecież nawet jeszcze nie raczkuje, tylko mamy etap pośredni między czworakowaniem a pełzaniem. Ale już ten mój mały pieronek porusza się z prędkością światła, w związku z czym raczkowania i chodzenia boję się jak ognia.
Mamy też już za sobą pierwszy siniak - na czole! Wdała się z tym w mamusię, ja wiecznie jak byłam mała ze śliwami na czole chodziłam.
Dalej też idzie nam ta nieszczęsna dwójka, co to zaczęła się wyrzynać w grudniu i wyjść nie może. Męczy się dzieć niemiłosiernie, a my razem z nią. Niech ten cholerny ząb już wyjdzie...
Czyli jak to zwykle bywa u bliźniaków - jest wesoło, nawet bardzo!
Subskrybuj:
Posty (Atom)