środa, 16 października 2013

Pora zadbać i o siebie

A dzisiaj dla odmiany będzie coś o mnie. Bo jakoś tak mnie wzięło ostatnio, żeby w końcu o siebie zadbać. Przyznam bez bicia, że w końcówce ciąży i po porodzie zaniedbałam się i to bardzo. No bo najpierw trzeba było leżeć i pachnieć, to po co komu wtedy dobry wygląd? A potem to wiadomo, czasu dla siebie notorycznie brakowało. Aż tu w końcu spojrzałam w lustro, przyjrzałam się sobie krytycznie i stwierdziłam, że najwyższa pora działać. Zaczynając od pozbycia się wstrętnych zaskórników, multum których nabawiłam się na wakacjach (zmiany wody nigdy nie służyły mojej cerze, a teraz to wręcz zrobiły z niej koszmar).
W sprawach urodowo-kosmetycznych nigdy zbyt biegła nie byłam, do tej pory ze złym stanem cery walczyłam raz na jakiś czas używając acne-derm. A teraz pole manewru ograniczone, bo bardziej inwazyjne zabiegi, kwasy przy karmieniu piersią niewskazane. Zaczęłam więc szukać, grzebać, czytać aż natknęłam się na informacje o szczoteczce clarisonic. Jednak cena, no cóż, początkowo mnie przeraziła i odstraszyła, bo jak dla mnie jest kosmiczna, niezależnie od tego jak dobre jest to cudo. Po przeczytaniu wielu, wielu pozytywnych opinii już zaczęłam jej szukać w zagranicznych sklepach internetowych, bo taniej (taka już jestem zdesperowana!). Szczęśliwie w którejś z recenzji tej szczoteczki napotkałam na opinie (ponoć potwierzone badaniami), że właściwie identyczny efekt uzyskuje się używając... zwykłych ściereczek muślinowych. Szybkie sprawdzenie cen - nooo i to to ja rozumiem! Nabyłam więc ściereczki, dzisiaj dotarły i zaczynam testowanie! I oby okazały się tak dobre, jak o nich piszą, bo jak nie, to pozostaje mi wizyta u dermatologa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz