Ooo i to jeszcze jak popłaca!
Jakiś czas temu wprowadziłam nowy wieczorny rytuał sprzątania zabawek przed snem. Miałam nadzieję, że prędzej czy później (z nastawieniem na bardzo późniejsze później) doczekam się dnia, kiedy to dziecko posprząta te zabawki samo. I jakże miło zostałam dzisiaj przez dziecia zaskoczona! Po całym dniu marudy dziecięcej moje całe ciało, umysł i dusza wołały dzisiaj o odrobinę oddechu. Zasiadłam więc sobie w fotelu i, chociaż bez nadziei na sukces, poprosiłam dziecia o posprzątanie (do tej pory odbywało się to przy czynnym udziale moim i/lub męża). Jakież było moje zdziwienie, kiedy dzieć zaczął karnie zabawki wrzucać do pudła. A ja sobie siedziałam i tylko paluszkiem pokazywałam "o jeszcze to", "o i jeszcze tutaj klocek został". Jakie błogie uczucie! A jaka duma mnie rozpierała!* No i teraz będę miała nadzieję, że tak jej już zostanie na wieki wieków amen. Miło by było, prawda?
A w bonusie taka scenka z dzisiaj. Młoda przytachała do salonu kosz na pieluszki (na szczęście pusty). Poprosiłam ładnie, żeby go odniosła na miejsce. Jakby nigdy nic wzięła ten kosz, poszła z nim do swojego pokoju i grzecznie odłożyła tam, gdzie stać powinien. Próbowałam sobie przypomnieć, czy ja ją jakoś specjalnie uczyłam określenia "odłóż na miejsce", ale nie, nic takiego nie pamiętam. Jak to miło i wygodnie mieć już takie kumate dziecko!
*i to podwójnie! Z nowej "umiejętności" dziecia i z mojego genialnego pomysłu, żeby to wprowadzić w życie