wtorek, 30 października 2012

Tylko nie uszy!

W kogo mi się dzieć wdał? W mamę, tatę? A gdzie tam. W psa!

Byliśmy dzisiaj na badaniu słuchu z małą. Ogólnie z nią często po lekarzach jeździmy przez tą jej niską masę urodzeniową (nie, nic się z nią nie dzieje, wszytko "profilaktycznie").

Badanie samo w sobie wcale nie jest nieprzyjemne i trwa dosłownie minutkę. Spędziliśmy tam dzisiaj półtorej godziny...

Mała jak syberjak, możesz robić ze mną wszystko, wbijać igły, wsadzać termometr do dupki, obracać i przewracać na wszystkie strony, zaglądać do paszczy, ale od uszu - wara! Okazuje się, że i nasze psie i ludzkie dziecko szczerze nie cierpią majstrowania przy uszkach.

Badanie dało dobre wyniki. Na szczęście, bo jakby przyszło je powtarzać....

Przy okazji też dowiedziałam się, że właściwie szpital gdzie rodziłam na to badanie wysłał nas niepotrzebnie, można było spokojnie sobie je darować. Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!

6 komentarzy: