poniedziałek, 25 lutego 2013

Sposób na dziecia

Sądne dni ostatnio z dzieciem mamy. Ząbkowanie połączone z lękiem separacyjnym w niemal najgorszym możliwym wydaniu to koszmar każdego rodzica. A w naszym przypadku to głównie mój koszmar. Bo dzieć jak marudny toleruje tylko jedno jedyne miejsce - u mamy na rączkach. I tylko u mamy. Tym sposobem po nocach nie sypiam, bo tulić trzeba jak się dzieć przebudzi*, czasem i bite półtorej godziny, a w dzień też nie odpoczywam bo praca, bo pies, bo obowiązki domowe, o opiece nad małym tornadem, które to na zmianę ryczy, piszczy, łazi po całym domu i włazi na co popadnie nie wspominając. Już ledwo zipię.

I kiedy już byłam na granicy załamania nerwowego (dosłownie) odkryłam pewną rzecz, przy której aż na usta cisnęło mi się EUREKA! ale wypowiedzieć się go chociażby szeptem się nie odważyłam, bo dzieć właśnie usnął. A to w obecnej sytuacji stan cenniejszy niż cokolwiek innego na świecie.

A co takiego się stało? Odkryłam, zupełnym przypadkiem, że jeśli dzieć tylko marudzi w łóżeczku, ale jeszcze nie płacze histerycznie (no bo taka się krzywda dzieje, że na rączki wziąć nie chcą...) to wystarczy ją złapać za boczki i jak za dotknięciem magicznej różdżki dzieć się wycisza i zasypia. Co za wytchnienie dla mych rąk!

A teraz najlepsza część - okazało się, że metoda działa również zastosowana przez małża. I teraz matka w końcu nie musi zrywać się każdorazowo do płaczącego dziecia. Może spokojnie sobie leżeć, odpoczywać i czekać, aż tatuś opanuje sytuację. A przynajmniej może w większości przypadków. Cóż za ulga.

Swoją drogą naprawdę czasem zaskakuje mnie to, jak naprawdę przedziwne preferencje dziecko potrafi wykazywać. No bo serio, czy ktokolwiek z Was wpadłby celowo na to, że maluch uspokoi się po złapaniu za boczki?

*a potrafi się przebudzać co godzinę - dwie

piątek, 22 lutego 2013

Pobaw się ze mną

Scenka z dzisiaj. Dzieć wspiął się na komodę i się cieszy w głos. Syberjak widząc to uznał, że to zaproszenie do zabawy i w te pędy podbiegł do dziecia ze swoją zabawką, rzucił jej pod nogi i patrzył wyczekująco, żeby mu mała ją rzuciła do zaaportowania. No cóż, nie doczekał się niestety biedak, jeszcze nie. I za nic nie mógł pojąć, dlaczego ten mały ludź nie podejmuje zaproszenia do zabawy.
Ale jak tylko dzieć nauczy się celowo rzucać mu zabawki nie biorąc ich do buzi w międzyczasie, to Syberjak będzie miał istny raj. A ja (mam nadzieję) święty spokój!

czwartek, 21 lutego 2013

Pierwsze kroczki

No i proszę, dzieć jeszcze nawet ząbków nie ma (ale ostro nad nimi pracuje, ciężkie dni mamy przez to) a już zaczyna chodzić! Przed chwilą przedreptała wzdłuż całej komody trzymając się jej. 8 miesięcy i 6 dni. Skubaniec mały!

wtorek, 19 lutego 2013

A spróbuj mi czegoś zabronić...

Dzieć zaczyna pokazywać charakterek. Od jakiegoś czasu uczymy ją, że niektórych rzeczy nie wolno jej robić, że czegoś jej nie wolno dotykać. Wiadomo, czym skorupka za młodu nasiąknie, tym... łatwiej rodzice będą mieli w przyszłości. Przynajmniej w teorii, bo póki co praktyka pozostawia wiele do życzenia.
Dzieć jest mały więc sprawa oczywista, na zakazy (jeszcze) reagować nie musi. Ale jednak jakiś czas temu zakazy zaczęły częściowo działać, ku mojej uciesze - dzieć czasem odpuszczał temat i zajmował się czymś innym. Dziś ta "uciecha" zmieniła się w opadnięcie witek. Kilka razy po usłyszeniu słów "nie wolno" dzieć na mnie spojrzał wzrokiem zbitego psa jakby chciała spytać "bat łaaaaaaaaj", następnie była buzia w podkówkę i płacz jakby ją żywcem obdzierali ze skóry. Nie przesadzam. Okropny płacz ciężki do ukojenia.
Błagam, powiedzcie, że potem będzie łatwiej i to nie są "miłe złego początki"!

PS. A tak zupełnie bez powiązania z notką. Blogger coś zaczyna szaleć. Docierają do mnie informacje o znikających komentarzach (póki co do usuwania komentarzy się nie posuwam, jak zajdzie potrzeba, to wprowadzę moderację, ale to nie teraz). W panelu roboczym też dzieją się dziwne rzeczy - pokazuje mi zamieszczone komentarze z bardzo dużym opóźnieniem. Nie podoba mi się to!

poniedziałek, 18 lutego 2013

Żarłok

Dzisiaj podczas kolacji moja córa pobiła wszelkie rekordy jedzeniowe. Najpierw godzinę zajmowała się szamaniem warzywek i mięska. Później zjadła kaszkę. Na koniec doprawiła cyckiem. W sumie to dwoma. Po 10 minutach jeszcze raz poprawiła cyckiem. Ja nie wiem, gdzie jej się to mieści? Ponoć dzieci mają żołądki wielkości swojej piąstki. Taaa, mój okaz to chyba siedmiu piąstek!

niedziela, 17 lutego 2013

Bobas Lubi Wybór

Jakiś czas temu rzuciłam w pewnej notce hasło, że będziemy bawić się w BLW. Pora powrócić do tematu.
Wdrażanie BLW idzie u nas pełną parą, i przyznam szczerze, że ta metoda dzieciowi podoba się bardzo, a mnie chyba jeszcze bardziej. Dzieć marudny, sam już nie wie czego chce? Sadzamy w krzesełku, dajemy jedzonko i mamy jakieś pół godziny spokoju!
Nie będę pisać, czego córa już próbowała, bo było tego sporo. Ale napiszę, że zdecydowanie hitem jest gruszka!
Dzieć je już dość ładnie, coraz więcej jedzenia ląduje w buzi a nie na niej. Chociaż bywają i dni pod znakiem wielkiego bałaganu - szczególnie upodobała sobie rozpaćkiwanie brokuła naokoło, a raz nawet jej się udało rzucić marchewką na biurko. Ale to epizody.
Przyszła więc chyba pora na kolejny etap - próbowanie całych obiadów! Tylko najpierw trzeba się w miseczkę zaopatrzyć. I znowu matka będzie miała rozkminkę, jaką by tu wybrać. Macie jakieś swoje typy? Możecie coś polecić? Póki co jedno wiem na pewno - musi mieć przyssawkę, za pomocą której miseczkę będzie się dało porządnie przymocować do blatu. W przeciwnym wypadku mam przeczucie graniczące z pewnością, że jedzenie wyląduje za jednym zamachem na podłodze, na dzieciu, a i bardzo prawdopodobne, że również na jej głowie

sobota, 16 lutego 2013

Cudowny Poranek

Dzieć zarządził dzisiaj pobudkę o 7 rano (to i tak nie tragedia jak na nią). Przewinęłam ją i wzięłam do łóżka, żeby nakarmić i chociaż jeszcze troszkę poleżeć, chociażby z dzieciem okładającym mnie po twarzy* To co stało się później przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Córa zjadła, przysunęła się bliżej mojej twarzy, wtuliła we mnie, objęła moją szyję rączką i... poszła spać. Co prawda z wrażenia ja sama już nie mogłam usnąć, ale co tam, cudownie było czuć tę małą istotkę tak ufnie we mnie wtuloną. I mam nadzieję, że teraz takich poranków będzie coraz więcej.


*bo tak to się w ostatnim czasie zawsze kończyło

piątek, 15 lutego 2013

Krótkie podsumowanie

Krótkie podsumowanie jak wyglądają nasze ostatnie dni (no, może w nieco innej scenerii). W formie obrazkowej
Źródło zdjęcia: mailing serwisu Bebilon

wtorek, 12 lutego 2013

Samoobsługa

Jak wyglądało u nas dzisiaj szykowanie do kąpieli. Małż poszedł do łazienki szykować wodę, ja wzięłam dziecia na przewijak, żeby ją rozebrać. Zdążyłam rozebrać do pampka i dzieć mi zaczął szaleć, wyrywać się, próbować wstawać. Więc ją "postawiłam" na podłodze na czworakach. I co zrobił dzieć? Pognała do łazienki i zaczęła się wspinać na wanienkę. Samoobsługowe dziecko, i jakie grzeczne, wiedziało co ma zrobić!
Ciekawe czy jak podrośnie będzie jak mamusia, która wszystko musiała "siama". Nawet w pajace się sama ubierałam, co prawda tył na przód i nie potrafiłam zapiąć zamka błyskawicznego, w rezultacie czego zadowolona z siebie śmigałam z tyłkiem na wierzchu, bo nie było opcji, żeby ktoś mnie ubierał.

A do tego mamy kolejne wielkie osiągnięcie - pierwsze nieśmiałe kroczki przy meblach. Oj chyba szybko mi dzieć zacznie śmigać na dwóch nogach, już drżę na samą myśl.

poniedziałek, 11 lutego 2013

Indywidualistka

Cóż, że dziecię me to wielka indywidualistka to wiedziałam od samego początku. Ale nie wiedziałam, że aż tak. To będzie taka krótka smoczkowa opowiastka.
Dzieć nie jestem dzieckiem typowo smoczkowym* - smoczek służy tylko do zasypiania i do uspokojenia w sytuacji krytycznej, poza tym leży nieużywany. Po narodzinach dziecia zaopatrzyliśmy się w smoczki 0-3 miesiąca i tak nam zleciało 7 miesięcy i matka obudziła się, że przecież trzeba wymienić smoczek! I zakupiła dzieciowi super wypasione smoczki MAM, sztuk 2, 6m+. I tu zaczęły się schody, bo dzieć tych smoczków za nic nie chciał zaakceptować - krztusiła się nimi, wypluwała, wypychała językiem, wszystko, byle by ich nie zassać. A jeszcze chwilę później matka od stomatolog dziecięcej dowiedziała się, że o wiele lepsze są smoczki anatomiczne, a nie symetryczne. Padło oczywiście pytanie - a co jak dziecko włoży smoczek do buzi złą stroną? I niby teoretycznie powinno je wypluć, bo będzie uwierał.
Mama o dziecia dba, a jakże, więc migiem zaopatrzyła się w ortodontyczny smoczek tt 6-9 miesięcy. Na początku wszystko było super. Dzieć smoczek pokochał a matka była ze swego wyboru wielce zadowolona i już planowała kupno kolejnych smoczków tt (no bo dobrze mieć jest zapas pod ręką, jak dziecko akurat drze się w niebogłosy, a jeden smoczek często lubi gdzieś się zawieruszać...). I dobrze, że się nie pospieszyła, bo pewnego pięknego dnia zajrzała do łóżeczka i niby wszystko się zgadzało, ale jednak coś matce mówiło, że nie wszystko jest jak należy. I przyszło olśnienie - smoczek coś dziwnie wygląda. No tak, włożony do góry nogami! I to na pewno nie matka tak ten smoczek dzieciowi włożyła. Nic, pomyślała matka, pewnie dzieć zaraz wypluje. Ale nic z tego, dzieć sobie ssał smoczek zadowolony i ani myślał go z buzi wyjmować w jakikolwiek sposób.
Tu nastąpiła szybka konsultacja ze stomatolog i odpowiedź - dzieć jest widać niezłą indywidualistką i w takim przypadku lepszy będzie smoczek symetryczny.
I tu matka mogła w końcu być z siebie w pełni zadowolona. Intuicja jej podpowiedziała, żeby smoczków MAM nie odkładać w głąb szuflady, nie wyrzucać do śmieci, ale spróbować do nich dziecia przekonać. W końcu one są takie śliczne i tak bardzo się matce podobają! I udało się. Teraz dzieć do spania dostaje smoczki MAM, a kiedy matka ma ją na oku - smoczek tt. I wszyscy są zadowoleni :) Pewnie łącznie z tatą, że pieniądze na smoczki nie na darmo wydane, o!

*W zamiarze miał być dzieckiem całkowicie bezsmoczkowym, ale matka cieszy się, że na zamiarach się skończyło. Pewnie będzie cieszyć się mniej jak przyjdzie odzwyczaić całkiem dziecia od smoczka, ale tym będzie martwić się później

niedziela, 10 lutego 2013

Rodzinny weekend i niezła zagwozdka

Czy to możliwe, żeby ośmiomiesięczne dziecko potrafiło już udawać?
Weekend minął nam rodzinnie - przyjechali do nas moi rodzice. A dzieć przy nich zachowywał się jak mały aniołek - dużo się bawiła siedząc, jak już raczkowała, to powolutku, jak wstawała to ostrożnie i też nie rwała się do wstawania cały czas. A jak tylko moi rodzice wyszli to ledwie zdążyliśmy zamknąć drzwi i dzieć już odmieniony o 180 stopni. Wrócił motorek w dupce, pokonywanie przeszkód w trybie ekspresowym, wspinanie się na co popadnie w mgnieniu oka i bez zważania czy w dobrej pozycji, byle by się wspiąć. I przyznam szczerze, że mocno mnie to zachowanie zadziwiło. A dokładnie ta zmiana właściwie w sekundzie.

A tak poza tym to dzieć boi się... wąsów. U dziadka. Jak dziadek wąsy zakrywał - był uśmiech na twarzy, odkrywał - i od razu podkówka. I tak cały czas. Chyba dziadek będzie musiał w końcu je zgolić, a jest do nich mocno przywiązany bo wąsy nosi od czasów licealnych. Nikt go do tej pory nie potrafił zmusić do pozbycia się ich, zobaczymy, czy uda się wnuczce ;)

sobota, 9 lutego 2013

Prawdziwy Polak

Scenka z ostatniego tygodnia. Wybraliśmy się z małżonem i dzieciem na zakupy do tesco. Zatrzymaliśmy się w jakiejś słabo uczęszczanej alejce żeby coś przedyskutować. Nagle rozlega się głośne "Przepraszam!!!". Ale nie była to prośba, było to słowo wykrzyczane z ogromną złością. Oczom naszym ukazał się rozpędzony dziarski dziadziuś z wypisaną na twarzy żądzą krwi i żoną uwieszoną u boku.
Mąż od razu przesunął koszyk ale odparł "a nie mógłby Pan trochę grzeczniej?". I się zaczęło. W wielkim krzyku "Jakie grzeczniej, to nie widzisz, że JA jadę? No jak to nie! MUSIAŁEŚ widzieć, za grosz kultury" i coś tam dalej pod nosem mruczał.
No tak, pan i władca supermarketów...
Chwilę później widzę, jak ten pan ustawia się w kolejce po mięso, przed nim stanęła jego żona. Wjechał w nią wózkiem z pełnym impetem. Po chwili poprawił. No pewnie żona źle stanęła...
Ja wiem, że stereotypy są złe. Ale od razu skojarzyło mi się to ze stereotypem "prawdziwego polaka"*, który to co niedzielę do kościółka grzecznie lata, klęka, modli się, kaja po to, żeby zaraz po wyjściu zacząć się zachowywać jak dokładne przeciwieństwo sumiennego katolika. Przykre.

*użycie małej litery zamierzone

piątek, 8 lutego 2013

Dzieciowo mi

No i blog mi się przekształca w bloga dzieciowego. Ale co zrobić, skoro na chwilę obecną to mój cały świat? A ten świat zagarnia coraz to większe połacie mieszkalno-czasowe dla siebie. Raczkuje już po całym  mieszkaniu, wchodzi w każdy kąt, chodzi za mną do łazienki, w sypialni odkryła kabelek od ładowarki do telefonu, który rodzice nieopatrznie zostawili na wierzchu więc tam też co chwilę wędruje.
A żeby tego było mało wspina się też na meble. Cały czas, co minutę zdejmuję ją to z kanapy, to z bujaczka, to z komody, z krzesełka do karmienia, syberjaka, fotela, itd. itp. Nie potrzebny mi żaden areobik, mięśnie nóg i tyłka wyrabiam sobie co chwilę wstając i siadając lub biegając do jej pokoju bo znowu, po raz 34 oparła się o szczebelki i targa to, do czego jej króciutkie jeszcze, ale czasem mam wrażenie, że dziwnie elastyczne łapki są w stanie sięgnąć.
A w tym wszystkim mama musi pracować. Bo pracuje z domu, zdalnie. Nie łatwe to zadanie i sama się zaczynam zastanawiać jakim cudem ja ogarniam dziecia, pracę, mieszkanie, Syberjaka i jeszcze nawet siebie na raz!
I tak miewam dość, tak, bywam pierońsko zmęczona, ale uśmiech dziecia, jej głośny śmiech wynagradza mi wszytko. I nie zamieniłabym tego za żadne skarby świata. Dzieć zawładnął mym sercem całkowicie i bezwarunkowo. I nawet chwile, w których mam ochotę wyskoczyć przez okno, bo akurat dzieciowi przeszkadza wszystko i nawet ręce mamy parzą nie są w stanie tego zmienić.
Tak więc nie obraźcie się, że teraz głównie o tym moim małym huraganie będę pisać.

niedziela, 3 lutego 2013

No i znowu te zakupy

I znowu dzieciowe.
Tym razem na tapecie wózek i fotelik, więc wydatki spore...
Ale, ale, fotelik (a padło na britax first class plus) koniec końców zamówiliśmy na brytyjskim amazonie, bo akurat teraz mają tam na nie promocje i cena końcowa wyszła jakieś 300zł mniej, a wysyłka do Polski gratis! (polecam pobuszować, może się opłacić!).
Tym sposobem zamówiliśmy fotelik i jeszcze kilka akcesoriów do niego, a i tak zapłaciliśmy mniej niż najtańsza cena fotelika w polskich sklepach.
A dzisiaj jedziemy po spacerówkę - inglesinę trip. Akurat jest w promocji.
No i dzieć będzie obkupiony, przynajmniej na jakiś czas.