sobota, 10 listopada 2012

Cffaniak

Prezent sobie kupiłam. Taki wczesny mikołajkowy.
Już nie wytrzymywałam z wiecznie plączącymi się łańcuszkami i pozawijanymi w nie kolczykami, a do tego już stara, byle jaka skrzyneczka na biżu pękała w szwach.
Poszperałam więc w necie i znalazłam piękną, idealną szkatułkę. Dużą, drewnianą, porządną, z przegródkami. A do tego pasującą do mebli - co łatwe nie było.

Jako że "pańskie oko konia tuczy", małżuś zaaprobował zakup, ale dopiero po zobaczeniu, czy aby na pewno ta szkatułka co wybrałam dobra jest (no bardzo tania to ona nie była, przecież kasy by było szkoda jakbym bubla wybrała...).

Wczoraj przyszła. Cudeńko! I nawet łańcuszki małża znalazły w niej swoje miejsce (niech zna moje dobre serce).

Małżuś przyszedł z pracy, obejrzał, też się pozachwycał(!) i z wielkim uśmiechem zapytał "ładny Ci prezent kupiłem?".
No co za cwaniak!

2 komentarze: